piątek, 10 lipca 2015

Pułkownik Kwiatkowski żyje!

W lutym tego roku Polskę obiegła niezwykła wiadomość, szybko została porzucona i w zasadzie przeszła przez media bez większego echa a szkoda, bo specjaliści mieliby o czym rozmawiać, nie pozostawiając na winnych suchej nitki. Z drugiej strony kiedy przemyśli się to na spokojnie, to jak na Polskę, wcale ta historia nie jest taka niezwykła, wszak to dziki kraj, w którym wszystko się może zdarzyć.
Trzeba mieć albo tupet i charakter chama z twardymi łokciami, albo mocne i szerokie plecy.
Rzecz dotyczy Marka P., 60-cio latka, który zapragnął zrealizować młodzieńcze marzenia i na starość sam mianował się na majora Wojska Polskiego. Facet prawdopodobnie sam się ustawił działając jak Nikodem Dyzma. Kreował się na wpływowego człowieka, za pieniądze obiecywał załatwienia awansów, dobre pracy w pionie cywilnym w wojsku, został nawet odznaczony przez posła Edwarda Siarka medalem za zasługi dla pożarnictwa. Pojawiał się na obchodach i uroczystościach samorządowych a nawet państwowych. Lubił i chętnie łapał flesze oraz oka kamer.
Jak zostać oficerem WP? Prościzna, kupić mundur przez Internet, podobnie należy zakupić atrapę broni oraz dodatki, obowiązkowy jest także mundur galowy. Gdyby jednak i kogoś was pokusiło aby samoistnie mianować się na oficera WP przestrzegamy - grozi za to odpowiedzialność karna, a co ważniejsze, nie popełnijcie błędu jaki popełnił nasz bohater - nie sprawdził jakie są aktualne wytyczne co do mundurów w czasie świat wojskowych. Zaintrygowany inny oficer poinformował Żandarmerię Wojskowa a ta szybko wylegitymowała i zdemaskowała oszusta. Trzeba jednak przyznać, że nasz bohater faktycznie czuł się jak ryba w wodzie i potrafił tak zręcznie manipulować środowiskiem jak Nikodem Dyzma salonami rządowymi. Dowodem tego jest fakt, że nawiązał bliskie kontakty z oficerami z Małopolski i skutecznie poszerzył swój zasięg działania oraz wpływów. 
A dlaczego pułkownik Kwiatkowski?
Tytułem chciałem nawiązać do znakomitej polskiej komedii z 1996 r. o tym właśnie tytule. Główną rolę gra Marek Konrad. Pułkownik Kwiatkowski jest w rzeczywistości kapitanem - wojskowym ginekologiem. Zbieg okoliczności, stara miłość, chęć przygody i zabawy sprawiają, że z grupką przyjaciół organizują grupę, która udaje ważniaków z min. Bezpieczeństwa Publicznego. Główny bohater udaje wiceministra. Jego działalność z biegiem czasu zostaje zauważona przez właściwe służby, jednak do kulminacyjnego momentu filmu "pułkownik" ma na koncie wielu oswobodzonych żołnierzy AK, więźniów politycznych, zbesztanych i zastraszonych katów i siepaczy bezpieki. Komedia warta polecenia. 
Co ma wspólnego z naszym Małopolskim bohaterem? 
Niestety niewiele, pewnie więcej z Nikodemem Dyzmą. A jednak gdy usłyszałem tą całą historię pierwszym skojarzeniem był "Pułkownik Kwiatkowski". Chociaż może i nasz małopolski major komuś potrzebującemu i zasługującemu załatwił awans, pracę lub dojście w ważnej dla niego sprawie.
To czego uczy nas ta historia to to, że mimo Internetu, zabezpieczeń, nowoczesności  i cyfryzacji, nadal gdy się bardzo chce można postawić wszystko na jedną kartę i zagrać Nikodema Dyzmę lub pułkownika Kwiatkowskiego. Tyle dziesiątek lat, a nic się nie zmieniło. Może to i dobrze, bo w tym biurokratycznym zbiorniku, gdzie tylko liczą się znajomości lub wyniki odmóżdżających testów jest gdzieś miejsce na ekstraordynaryjne zjawisko.
~Sanjuro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz