wtorek, 10 maja 2016

Przygoda z bydgoską Bellą...

Ta siłownia & fitness club to totalna porażka. Recenzja będzie długa ale warto przeczytać.
Zaproszony został do znajomych ze studiów do Bydgoszczy. Chętnie skorzystałem. Na miejscu drugiego dnia padł pomysł – Bella. Chętnie. Jedziemy. Wchodzę ale nie słyszę „dzień dobry” ani żadnego innego powitania. Przy recepcji odpicowane jak stróż w Boże Ciało panienki są znacznie bardziej zajęte swoimi włosami, paznokciami i pogaduchami niż klientem. Cóż widocznie Bella uznała, że ma już wystarczającą renomę i ilość klubowiczów, więc na resztę można położyć laskę. Podchodzimy do biurka recepcyjnego i nadal nie słyszę powitania, lecz je widzę – napis: wypożyczenie kłódki 2 zł. Aha, dobrze, że na miejscu dowiaduję się, że trzeba tu mieć jakieś kłódki. – Dzień dobry, jestem pierwszy raz, poproszę kłódkę, mówię z uśmiechem. – Nie ma, z uśmiechem odpowiada laska. I to wszystko, ona tak trwa. Żadnej inicjatywy, propozycji, pomysłu, przeprosin, nic, „nie ma” i radź sobie Pan sam. Odwracam się do znajomych, wyraźnie zawstydzeni, renomowana siłownia i zabrakło kłódek. Odwracam się ale panienki już nie ma, widocznie uznała, że już wystarczy jej atencji dla nowego potencjalnego klienta. Jestem ze znajomymi ale gdybym był sam? Innymi słowy mocny gest Kozakiewicza w stronę nowego. – Co teraz? – To może jedz do Tesco, tam kupisz. Ok. Jadę. Kupuję. Wracam. Łącznie godzina zmarnowanego życia, mieliśmy iść na zajęcia grupowe, za to miałem shopping, i to jak nietypowy. Dobra, trudno. Mam kłódkę, podchodzę do recepcji, jakieś papiery do wypełnienia (co ja melduję się do hotelu?). Wraca poprzednia panienka i z uśmiechem zagaja – o a Pan dopiero wchodzi? Bezczelna czy głupia? Z tą myślą w głowie udaję się do szatni.
W męskiej szatni wita mnie czterech golasów, trzech swoimi penisami, a jeden zarośnięta dupą. Szok. Boże święty, gdzie ja jestem? Afryka dzika, dawno odkryta, Chałupy welcome to? Czy to jest Polska, UE, XXI w.? Chyba nie, Bella uznała, że męskim orangutanom, pierwotniakom nie potrzebna żadna przebieralnia, która gwarantowałaby chociaż minimum intymności, przyzwoitości, kultury i komfortu. Wszyscy się przebierają na widoku, przy szafkach. Pomijam już kwestię higieny. Wiedziony instynktem zaglądam pod prysznic. No tak, tam plejada gołych zadków żwawo szorowanych przez kipiących testosteronem samców. Facet przy facecie, na golasa, bez choćby minimalnych parawanów, zasłon itp. Klimat jak w więzieniu. Czy naprawdę członkowie lubią stukać, o przepraszam, trącać swoją gołą dupą o inną męską gołą dupę? Albo odwracając się ocierać się swoim penisem o udo kolegi obok? Albo być ocieranym? To wszystko wygląda jak tani reality show. A może pomyliłem klub, może to klub kochających inaczej? Nie to ta słynna w Kujawsko-Pomorskim Bella. No dobra, widziałem dość, idę na koniec szatni, bo naprawdę nie mam ochoty oglądać męskich członków ani zadków. A na końcu niespodzianka, szafki tuż obok pisuarów, pewnie atrakcja dla miłośników „złotego deszczu”, bo ten zapewnie zrosi nie tylko klubowiczów ale też ich rzeczy gdy będą w polu rażenia, czyli w polu obejmującym pobliskie szafki. Pomysł przedni. Kto to projektował? Czas na WC, wchodzę i natychmiast wychodzę. Niestety poprzednik (nie spotkałem go) uznał, że spłuczka to strata czasu, więc leży to co leży i niebawem da o sobie znać nosom w całej szatni a może i dalej. Czy tu ktoś sprząta czy tylko w weekendy? Dobra, byłem nie byłem w WC, po takim widoku sumienie mnie zmusza do umycia rąk. I znowu niespodzianka. Umywalki są umieszczone tuż obok prysznica, czyli czy chcesz czy nie, i tak gołe pupy zobaczysz i się naoglądasz męskich golasów. Czy naprawdę tak trudno zagwarantować ludziom przyzwoite, cywilizowane, warunki w szatni, pozwalające zachować intymność na inne okoliczności życia, niż spacerowanie między innymi zwisającymi członkami i gołymi zadkami?
Jako że zajęcia grupowe minęły w czasie polowania na kłódkę (co proste też nie było) tak więc pozostała nam zwykła siłownia. Wchodzę na górę, jest, duża sala, ale jakoś przytłacza. Sprzętu od groma ale sprawne oko od razu wyłapało kilka zużytych sztuk i kilka uzupełnionych tanimi zamiennikami (gumowe czy plastikowe rączki, inne elementy tego rodzaju). Tu krótka retrospekcja, gdy już uzupełniłem bzdurny formularz w recepcji, otrzymałem żółty zegarek, który nic nie robi, ale ma informować trenerów i obsługę, że jestem nowy, początkujący i dzięki temu będą mi pomagać. Tyle teoria, bowiem praktyka zupełnie inna. Co prawda trenerzy dumnie przechadzali się co jakiś czas, prężąc muskuły lecz odniosłem wrażenie, że bardziej interesuje ich intensywność z jaką podskakują piersi ćwiczących kobiet lub z jaką wywijają pupcią na różnych maszynach niż pomoc „nowicjuszom”. Chyba, że nowicjusz ma ładny biust i dupcię. Kręciłem się przy kilku maszynach, dosadnie wskazując, że nie wiem jak się z nich korzysta. Zero pomocy, zero zainteresowania. Spojrzałem na jednego trenera za biurkiem na siłowni, kiwną mi z uznaniem głową, odkiwnąłem. Nie wiem co miała na celu ta komunikacja. Widocznie trener pochwalił mnie, że dobrze się spisuje w roli nowicjusza. Po jakimś czasie, gdy nikogo nie było za biurkiem przechodząc zapuściłem pawia, co też tak zajmuje tych trenerów przy biurku, może PITy wysyłają albo czytają jakieś poradniki lub inne. Nie, otóż nie, trenerzy studiują YouTube i oglądają teledyski. No tak, teledysków na YT jest sporo toteż nie dziwota, że nie mają czasu na pomoc nowicjuszom.
Podsumowując, obsługa fatalna i pozbawiona nie tylko kultury ale także zmysłu, który cechuje rasowego przedsiębiorczego człowieka. Budynek projektowany jakby bez głowy, na szybko, bez uwzględnienia potrzeb ludzi XXI w., którzy wiedzą, że minęły czasy gdy było wszystko jedno przed kim się chodziło na golasa, jakby Bella nie wiedziała, że ludzie cenią siebie, swoją prywatność, intymność i komfort. Jak w zabitej dechami wsi, wszyscy do golasa i do jeziora. Gdyby zmienić tych kilka rzeczy to miejsce byłoby naprawdę warte uwagi, póki co nadaje się tylko dla koksów lepiej sytuowanych i quasi elitę korporacyjną Bydgoszczy. Serdecznie odradzam.

~S.